Hardware i software. Pochwała człowieka w 700 słowach. Część 2.

Czas czytania: 5 min

Mózg.  Czyli ostateczna rzecz która sprawia, że nasz hardware jest wyjątkowy.

O mózgu i wewnętrznym oprogramowaniu. Język

Setki milionów lat ewolucji wyposażyło nas w 85 miliardów neuronów. I nagle powstaje ostateczny hardware. Kawał sprzętu na którym można uruchomić naprawdę skomplikowane programy. Mózg który ma odpowiednią moc żeby zbierać i opracowywać w czasie rzeczywistym dane z naszych zmysłów i rozsyłać je do układu nerwowego. I w drugą stronę. Z ciała i potrzeb do zmysłów. Np. nasz wzrok działa tak, że widzimy zadaniowo. Oznacza to, że gdy czujemy głód, to zauważamy na ulicy piekarnie i restauracje. A kiedy potrzebujemy toalety, to zauważamy znak WC.

Cały ten zestaw ciała, mózgu i zmysłów jest doskonale przystosowany do środowiska łowiecko zbierackiego. Wbudowany system instynktów, odruchów warunkowych i podstawowego ewolucyjnego oprogramowania, pozwalał lecieć wtedy na autopilocie przez życie bez większego zastanawiania, bo jak mówi Profesor Jerzy Vetulani: „Mózg wyewoluował jako narzędzie do przeżycia a nie do myślenia” ale…

Język

ale… nagle okazuje się, że ten sprzęt pozwala uruchomić język. Skomplikowany abstrakcyjny system do komunikacji między osobnikami, do komunikowania różnych przekazów kulturowych. System do analizy z abstrakcyjnego poziomu, takich rzeczy jak społeczeństwo, kultura, kosmologia i technologia.

A także zdolny do samo programowania się.  Innymi słowy mózg oprócz świetnego narzędzia z ewolucyjną porcją programów zawartych, że tak powiem fabrycznie, stał się też sprzętem, na którym można było uruchomić nieskończoną ilość programów (software`u). Ewolucja przeniosła się z powolnej genetycznej ślamazarności, w nieskończenie szybszy poziom software. I to software, który można przekazać młodym osobnikom. Dzięki temu następne pokolenie nie zaczyna od zera, a z poziomu rozwoju, do którego doszło poprzednie. Oczywiście z pewnym kosztem edukacyjnym.

Z drugiej strony znanym faktem jest, że jak ktoś już wymyśli koło, to cała reszta chwyta o co w tym chodzi bardzo szybko. Np. teoria względności Einsteina lub mechanika kwantowa, były znane przed 2 wojną światową tylko kilku naprawdę wybitnym umysłom. Wymyślenie i opanowanie ich zajęło im większą część karier.

Natomiast teraz jest tak, że te tematy studenci poznają na pierwszym lub 2 roku fizyki, chemii i większości nauk ścisłych. A podejrzewam, że mało kto w Polsce nie słyszał o teorii względności. Stała się to więc w pewnym sensie wiedza potoczna. I nowi geniusze będą wymyślać coś jeszcze bardziej skomplikowanego korzystając już z tych cegiełek.

A to wszystko dzięki temu, że potrafimy używać, a także uczyć się nowych słów i języków( takich jak np. angielski lub matematyka) przez całe życie.

O kulturze

Kultura to nic innego jak pewne językowe oprogramowanie. System zakazów i nakazów. Wskazówek i odpowiedzi na pytania, JEŻELI jesteś w takiej sytuacji TO co robić.

Jak traktować swoich i obcych? Kto jest swój, a kto jest obcy? Co jeść? np. Jeśli jesteś głodny i widzisz czerwonego grzyba z białymi plamkami, to czy to dobry pomysł, czy Światowid jednak się na ciebie obrazi…

Kultury ewoluują w takim samym stopniu jak organizmy, tylko o wiele szybciej….

Czyli innymi słowy, znów mamy przykład jak powolny proces ewolucyjny doprowadził nas do miejsca w którym dostosowanie się do warunków otoczenia może przebiegać o wiele szybciej. Nie z pokolenia na pokolenie, tylko na poziomie osobnika. A następne pokolenie mimo braku różnic fizjologicznych, dzięki cywilizacji zawartej w języku, może zacząć stopień wyżej.

Ewolucja na poziomie software.

Chce tu napisać dwie rzeczy, że zmiana przeniosła się na poziom kulturowy i technologiczny (software`u). A druga sprawa, że nasz hardware właściwie się nie zmienił w czasie gdy my przeszliśmy od jaskiń przez rolnictwo aż do poziomu energii nuklearnej, Internetu i lotów w kosmos. Gdzie umiemy już nie tylko dostosować się do środowiska, ale przebudowujemy środowisko pod nasze potrzeby. I to w niewiarygodnym tempie.

W mgnieniu ewolucyjnego oka ( 50-70 tysięcy lat w ewolucji to czas niezauważalny), człowiek dochodzi do poziomu gdzie jego technika jest właściwie nierozróżnialna od magii. Nieustanne są zmiany kulturalne. Czyli nasz software zmienia się nieustannie, ale nasz hardware został na poziomie naszego przodka, mieszkańca afrykańskiej sawanny. Nie było właściwie ewolucyjnego czasu, żeby coś znaczącego zmieniło się w instynktach, np. w podstawowych reakcjach walcz lub uciekaj, lub w potrzebach. Wystarczy dodać, że człowiek urodzony powiedzmy 10 tysięcy lat temu, który jakimś cudem w wieku niemowlęcym zostałby przeniesiony do współczesności, byłby nie do rozróżnienia w żaden sposób od nas. Dlatego trwają prace w różnych dziedzinach nad człowiekiem, i stąd ten koncept hardware i software.

No to natura czy wychowanie?

Moim osobistym zdaniem, żeby zrozumieć siebie w pełni nie powinniśmy poniechać żadnej strony naszej istoty. Nie rodzimy się czystą kartą. Mamy mnóstwo hardware`u i podstawowego oprogramowania. To jest nasz wewnętrzny system. I on jest niezmienny od wielu tysięcy lat. Puki ludzie mają śledzionę serce i wątrobę, określoną fizyczną budowę, będą mieli podobny świat wewnętrzny. „Anthropos” jak powiada Joseph Campbell. Świat archetypów jak powiada C.G. Jung. Podświadomość jak powiada Psychoanaliza. Reakcje fizjologiczne. Cykle hormonalne. Reakcje, które omijają w swoim działaniu płat czołowy. Ignorować to można tylko na własną zgubę.

Ale,

Nie jesteśmy tylko wynikiem naszych instynktów i podświadomości. Gdyż oczywiste jest, że podświadomość i wewnętrzne oprogramowanie wchodzi w interakcję ze światem zewnętrznym. I świat zewnętrzny może wpływać i modyfikować stare systemy na nowy sposób. Jesteśmy też w stanie sami zerknąć w siebie i zobaczyć nasze wewnętrzne procesy. Czy to samotnie podczas medytacji czy to podczas terapii w dialogu z drugim człowiekiem (a najlepiej obie rzeczy).

Dzięki tej jednej cesze, czyli abstrakcyjnemu językowi. Jesteśmy w stanie oddziaływać na siebie (nawet na siebie samych), w sposób o skale wielkości bardziej skuteczny, niż cokolwiek co do tej pory wymyśliła ewolucja. Jednak tylko do pewnego miejsca, ograniczonego przez jakiś rodzaj samej fizyczności.

Może nie mamy wpływu na to, jak wygląda cykl produkcji adrenaliny w sytuacji zagrożenia, ale możemy mieć poznawczy wpływ na to, jaką sytuacje postrzegamy jako sytuacje zagrożenia .

I to, i to.

W debacie czy my jako ludzie (i nasze mózgi), jesteśmy czystą kartką możliwą
do zapisania, jak tylko naszym rodzicom i społeczeństwu się podoba, czy też
mamy ściśle określoną naturę, zajmuje dość jasne stanowisko. Mianowicie: I to i
to. W wielu kwestiach, naprawdę wielu kwestiach, my jako ludzie możemy się
uczyć i naprawdę ma znaczenie, co na tych pustych kartkach się znajdzie. Jednak
w wielu kwestiach rodzimy się z określoną naturą.

Michał Szadkowski – O mnie, Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak skomentujesz lub udostępnisz:)

https://www.youtube.com/watch?v=sRv19gkZ4E0 – o Eboli

https://www.youtube.com/watch?v=zQGOcOUBi6s –  a tu o okładzie odpornościowym.

https://www.youtube.com/watch?v=NNnIGh9g6fA&list=PL848F2368C90DDC3D – Human Behavioral Biology Robert Sapolsky

Share

Hardware i software. Pochwała człowieka w 700 słowach.

Czas czytania: 4 min

Spójrzmy na człowieka. Moim zdaniem najwspanialsza istota w znanym do tej pory wszechświecie. Najnowszy model hardware`u i całkiem niezły wybór software`u . Projekt kilkuset milionów lat ewolucji. Osobiście ostatnio do mnie dotarła całkiem oczywista rzecz. Nasze ciało to jeden z najbardziej wyrafinowanych projektów we wszechświecie. Filmy, kultura i wiadomości o epidemiach, działają na mnie podprogowo w taki sposób, że wydaje mi się, że nasze ciała są kruche i delikatne…ale to brednie. Jesteśmy kręgowcami. To jest ogromny skok rozwojowy vs bezkręgowce. Jesteśmy stałocieplni. Żadnego wygrzewania się na głazach żeby przetrwać! (kij wam w oko salamandry!!) I układ odpornościowy. O mój boże…

Układ odpornościowy

…Nasz układ odpornościowy to marzenie designu!!! Ostatnio oglądałem film na Kurzgesagt o eboli. O jednym z najbardziej śmiercionośnych wirusów jaki grasuje. Linki na dole. W tym 5minutowym filmie po wyjaśnieniu jak ten wirus sprytnie niszczy (a ciekawe jest to, że atakuje po pierwsze komórki układu odpornościowego), podana jest straszna wiadomość, że około 6 na 10 osób ginie. Dokładnie 53%. Rozumiesz? Najbardziej śmiercionośny wirus, który specjalizuje się w niszczeniu naszego układu odpornościowego, a dopiero potem reszty, ma wynik 53%. To znaczy, że nasz układ odpornościowy jest takim kozakiem, że nawet na to znajduje odpowiedź. Rozumiesz? Jakby ktoś mi powiedział, że dostane najbardziej śmiercionośny wirus to brzmi  to jak auto kaput. A tu ktoś mówi, hej masz śmiercionośną gorączkę krwotoczną i 47 procent szans na przeżycie, bo masz totalnie wypasiony układ odpornościowy. Tu przecież chodzi o wyspecjalizowanego zabójcę a osiąga 53%. I jest to najlepszy wynik jaki uzyskują wirusy. Czyli takie ledwo zaliczone na egzaminie, taka 3 z minusem. Innymi słowy nasz układ odpornościowy to naprawdę trudny orzech do zgryzienia. Jakoś te liczby sprawiły, że zacząłem totalnie doceniać sprzęt na jakim operujemy.

Czemu jest taki skuteczny? Gdyż jest inteligentny i uczy się. I to bardzo szybko. Nie z pokolenia na pokolenie, ale z godziny na godzinę. Moim zdaniem proces ewolucji doprowadził nasz układ odpornościowy do miejsca kiedy jego zmiana i usprawnienie, nie jest już ograniczona powolnością procesu ewolucji. I to jest zupełnie nowa jakość. Kategorycznie zwiększone możliwości przystosowania się do środowiska.

Chwilka o naszej genetyce.

Słuchałem kiedyś serii wykładów Roberta Sapolsky`ego ( dziękuje ci YT za to, że nie musiałem się dostawać na Stanford, tylko Stanford dostawał się do mnie, przez słuchawki, podczas dojazdów do pracy). Jeśli masz wolne 40h gorąco polecam. Link na dole

Pamiętacie pewnie ze szkoły, że posiadamy DNA i geny, i że one decydują o wielu rzeczach np. o wszystkim :D. Ale nie mówią nam jednego. Nasz kod genetyczny to nie kilka tysięcy genów. Nasz kod to kilka tysięcy genów, które zajmują kilka procent naszego DNA. Powiedzmy 10%. Naukowcy myśleli, że reszta, czyli pozostałe 90%, to jakieś zanieczyszczenia np. DNA wbudowanych śpiących wirusów. Naukowcy zmienili zdanie. Okazuje się, że pozostałe 90% to warunkowe pętle ekspresji (JEŻELI–> TO). To znaczy, że większość naszego DNA to oprogramowanie, które reaguje na bodźce z otoczenia i w zależności od tych bodźców troszkę inaczej nas buduje. Pewnie ktoś słyszał, że mamy bardzo dużo DNA wspólnego z małpami. To prawda, wśród tych 10% jest podobno niewiele różnic. Kostki do budowy mamy bardzo podobne. Ale oprogramowanie jest diametralnie inne. Rozumiesz, z cegieł możesz zbudować i lepiankę i Notre Dame, zależy jak jej użyjesz.

Fakt, że na ekspresję naszej genetyki ma wpływ także informacja zwrotna ze środowiska, niesie też ze sobą ciekawą myśl. Nasze środowisko wewnętrzne np. poziom hormonów stresu także wpływa na niektóre pętle ekspresji. Co to znaczy? Np. Jeżeli zaczynasz lepiej o siebie dbać, to masz niższe poziomy kortyzolu (hormonu stresu). A w związku z tym, że część ekspresji DNA zależy od poziomu kortyzolu, to zaczynasz się zmieniać na poziomie komórek. Zmiana psychiczna odbudowuje się po pewnym czasie na poziomie molekularnym, żeby lepiej się dostosować do warunków w których żyjesz i które sobie zapewniasz. Niech ci przez myśl nie przejdzie oddzielać psychologii od biologii. To są rzeczy współoddziałujące na siebie. W obie strony.

Inny wniosek jest taki, że twój brat bliźniak który wyrastałby na Saharze byłby trochę inny niż brat bliźniak, który wyrastałby na Antarktydzie i inny niż brat bliźniak który miałby więcej powodów do zmartwień niż ty i inny niż taki, który miałby mniej. Itd. Itp.  Ciekawe też jak wyrosną ludzie urodzeni w przestrzeni kosmicznej, lub na księżycu , lub na marsie…

Czyli podsumowując znów mamy przykład jak powolny proces ewolucyjny doprowadził nas do miejsca, w którym dostosowanie się do warunków otoczenia, może przebiegać o wiele szybciej, niż z pokolenia na pokolenie. Tylko w trakcie życia osobnika.

Kawał dobrego sprzętu mówię wam! Kawał inteligentnego sprzętu. Wyczerpało mi się 700 słów a nie chce mi się zmieniać tytułu, więc w następnej części o ostatecznym hardware który mamy w posiadaniu i o co chodzi z software.

Michał Szadkowski – O mnie, Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak skomentujesz lub udostępnisz:)

https://www.youtube.com/watch?v=sRv19gkZ4E0 – o Eboli

https://www.youtube.com/watch?v=zQGOcOUBi6s –  a tu o okładzie odpornościowym.

https://www.youtube.com/watch?v=NNnIGh9g6fA&list=PL848F2368C90DDC3D – Human Behavioral Biology Robert Sapolsky

Share

Plemiona

Czas czytania: 7 min
Pauli Murray

Zacznijmy od opisu dwóch eksperymentów.

Bierzemy 16 osób na grupie warsztatowej. Osoby mają się ustawić w szereg w kolejności od tego, który czuje się najmniej bogaty, do tego, który czuje się najbardziej bogaty. Osoby ze śmiechem zaczynają ze sobą rozmawiać i porównują swoje postrzeganie zamożności.  Ustawiają się, gdzieniegdzie zamieniają miejscami. Powstaje szereg. Prowadzący mówi: podzielcie się w połowie szeregu, na 2 grupy po 8 osób a następnie porozmawiajcie o swoich uczuciach w grupach.

Następnie niech 2 grupy staną naprzeciw siebie. I powiedzcie co czujecie do przeciwnej grupy. Padają pierwsze, z reguły grzeczne, słowa. Wy jesteście jacyś, a wy jacyś.  Potem dla ułatwienia powstają nazwy np. wy jesteście biedni, wy bogaci. Potem niezmiennie następuje zaognienie dialogu. Grupy wchodzą w konflikt, a osoby zaczynają się ze sobą kłócić. Jednostki niezmiennie wspierają swoich współplemieńców i atakują przeciwników, nawet gdy ci na początku stali obok nich w szeregu np. na 8 i 9 miejscu.

Ten eksperyment można przeprowadzić w absolutnie każdej tematyce. Atrakcyjności, bogactwa, wieku, a nawet wzrostu. Wnioski są dość proste. Jeżeli podzielimy się na grupy i nadamy im etykiety, to łatwiej nam się utożsamiać ze swoją grupą, i łatwiej odczłowieczyć grupę przeciwną.

Swoi i Obcy.

W bardziej naukowych warunkach przeprowadzono inny typ tego eksperymentu[1]

1.Ludziom podpiętym pod skaner fal mózgowych, pokazywano film na którym było wyświetlone 6 ludzkich rąk. Jedna z nich  w którymś momencie była przebijana na wylot igłą od strzykawki. (Okropne wiem, Ty sobie to tylko przypadkiem wyobraziłeś i źle się z tym czujesz. Oni to widzieli)

Na skanerach pojawiała się aktywność w obszarze odpowiedzialnym za ból. Widząc coś takiego nasze mózgi reagują jakbyśmy sami tego doświadczali.

To informacja o naszym wbudowanym systemie empatii.

2. Ludziom pokazywano 6 ludzkich rąk, tylko dodano do nich podpisy oznaczające religie. Chrześcijanin, żyd, muzułmanin, ateista, scjentolog, hindus. Co się działo? Ludzie reagowali o wiele bardziej na ręce oznaczone słowem dla swojej religii (lub ateizmu), a mniej reagowali na ręce oznaczone obcymi religiami. Bez znaczenia z jakiej religii był badany. Za każdym razem bardziej reagował na swoich niż obcych.

3. Dodano przed eksperymentem następującą historię: Wielka wojna podzieliła świat na 2 obozy. 3 religie w jednym, 3 w drugim.

I znów te same filmy z rękami i oznaczeniami. Co się dzieje dzięki takiej historii? Reagujesz bardziej na swoich. Przestajesz reagować na wrogów. Reagujesz na swoich sojuszników, ale troszkę mniej niż na swoich.

4. Jeszcze inna wersja. Na początku eksperymentu kazano uczestnikowi rzucić monetą. Jeśli wypadł orzeł, to dostawał etykietkę Augustynianina, jeśli reszka, to Justynianina. Rozumiesz? Coś zupełnie z kosmosu. Nieistniejącego jeszcze minutę wcześniej. Potem opowiadano historię, że trwa wojna tych rodzin.

Następnie pokazywano ręce z etykietkami. Wyniki? Ludzie, którym rzut monetą nadał etykietkę Augustynianina, bardziej reagowali na ręce ze swoją etykietą, a mniej na ręce z przeciwną. I vice versa.

Wnioski z eksperymentów

To naprawdę podstawowe oprogramowanie. Wręcz hardware.

Mamy tu do czynienia z naprawdę fundamentalną właściwością istoty ludzkiej. Absolutnie podstawowym oprogramowaniem. Żadna tam kultura, żadna religia, nas tego nie uczy. My tu mamy do czynienia z odpowiedziami na poziomie odruchów bezwarunkowych. Absolutnie każdy człowiek dba bardziej o swoich niż o obcych. Kiedyś to oczywiście był temat plemienia, które razem mieszkało, wędrowało, polowało i było związane genetycznie. Ale okazuje się, że ten system swój-obcy przeniósł się w naszą współczesność. System reakcji swój obcy jest starodawny. Ale we współczesności jego zapalnik przeniósł się w system etykiet.

Tzn. Najpierw jest test etykiet, następuje segregacja na swój-obcy. Potem przeciwstawne reakcje zarezerwowane dla tych kategorii.

Etykiety plemienne.

Etykietką może być wszystko. Narodowość, drużyna piłkarska, płeć. Ze skrajniejszych i straszniejszych w skutkach przykładów, kolor skóry, kasta, klasa społeczna, czy Tutsi vs Hutu i ludobójstwo w Rwandzie. Ale w mniejszej skali firma dla której pracujesz vs konkurencja. A w firmie może to być też np.; programiści vs HR, drugie vs trzecie piętro, pracownicy vs zarząd, albo też grupa początkująca vs zaawansowana na angielskim.

Z mojego podwórka wiem, że nawet w środowisku międzynarodowej psychoterapii trwa sobie cudowna, kulturalna zimna wojna między modalnościami. Humanistyczne vs CBT vs Psychodynamiczne vs …(pozostałe 200 modalności). Innymi słowy wszyscy przeciw wszystkim.

Jeśli się troszkę zastanowisz to podejrzewam, że znajdziesz też kilka przykładów z własnego doświadczenia.

Pamiętaj! To są podstawowe ludzkie reakcje. Pojawia się etykieta na podstawie której dzielisz na swój obcy i już nie masz wyboru, czy reakcję się pojawią czy nie. Pojawią się. One są niezbywalne. Tak jak potrzeba powietrza. Zdarzyło mi się obserwować absolutnie empatycznych dojrzałych i poukładanych ludzi, po przepracowanych 1000-cu lub więcej godzinach psychoterapii własnej, którzy dostają białej gorączki na myśl o ludziach z innej modalności.

Jeśli myślisz, że to da się przepracować albo od tego uciec… to czeka cię ciekawa przygoda. Nie da się. Nie przestaniesz być człowiekiem.

Kiedy twój brat kreśli koło…

Dla przyjaciół jest empatia i pomoc, dla przeciwników odczłowieczenie i przemoc. Dla swoich miłość, wyrozumiałość, wsparcie i dialog; dla obcych oskarżenie, wykluczenie i pogarda.

Poznajesz to?

Pewnie nawet w tej chwili jeśli jesteś za PIS to pewnie myślisz, że te złe cechy tyczą się tylko LGBT+ i polityki tożsamości . A jeśli walczysz o prawa kobiet to może myślisz, że to Kościół katolicki dzieli i odczłowiecza, więc dlatego musi upaść albo wręcz trzeba go zniszczyć

Odpowiedź jest smutniejsza. Kości nienawiści zostały rzucone już podczas nadania nazw i rozdzielenia miejsc w plemionach. Nie możemy pięknie się różnić jak długo wydaje nam się, że nie mamy nic wspólnego…

…Ty kreśl większe aby was zjednoczyć.

Na szczęście mamy coś wspólnego.  Po pierwsze jesteśmy ludźmi. I naprawdę z doświadczenia w gabinecie wiem jedno, zawsze mamy coś wspólnego. Wszyscy czujemy, myślimy, mamy pragnienia i dążenia. Potrzeby. Wszyscy. Wszyscy też traktujemy swoich i obcych inaczej. I wszyscy dzielimy na swoich i obcych, choć troszkę inaczej. To jest absolutnie jednakie plemię. Ponad kulturą i religią. Mamy serca i płuca, wątroby i mózgi. Układ nerwowy i takie same zmysły. Wnętrze człowieka jest takie same w Ameryce południowej, Europie, Afryce i na Syberii. Joseph Campbell twórca pojęcia monomitu kiedy zauważył, że oddalone od siebie społeczności stworzyły niezależnie bardzo podobne mitologie, właśnie tak to tłumaczył. Wnętrze człowieka -Anthropos- jest takie same. To mamy wspólne. Należymy do plemienia ludzkiego.

Ale to nawet nie trzeba takiej pompy. To większe koło może być o wiele mniejsze.

Kiedy zaczynasz nienawidzić etykietujesz. Kiedy etykietujesz odczłowieczasz i łatwiej nienawidzić. Nie możesz przestać etykietować. Więc po prostu postaraj się znaleźć trochę większe koło. Zadaj sobie pytanie co mam wspólnego z tym drugim człowiekiem.

Zamiast powiedzieć wy z cholernego HR. Powiedz my pracownicy firmy…

Zamiast powiedzieć wy kobiety, czy wy mężczyźni, powiedz my dorośli.

Zamiast powiedzieć wy homosie, czy wy katole. Powiedz my Warszawiacy.

Zamiast powiedzieć wy moherowe berety, pisowcy, feminazistki, czy lewacy. Powiedz my Polacy.

Powiedz sobie te zdania w głowie albo na głos…i zobacz jak to wszystko zmienia

Albo po prostu powiedz my ludzie.  

Twój wybór jest taki. Jeśli chcesz nienawidzić, to szukaj różnic, etykietuj i dziel. Jeśli dzielisz, to wiedz, że uruchamiasz mechanizmy silne i pradawne. Mechanizmy odbierające obcym ludzkie prawa, prawa do współczucia dla nich i prawa do dialogu. Nieważne po której stronie stoisz. Jeżeli tworzysz strony, to tworzysz miejsce do wojny. Jeżeli dzielisz to wiedz, że uruchamiasz mechanizmy które mogą prowadzić do przemocy. I wiedz, że nie przestaniesz etykietować, więc jeśli chcesz dialogu to szukaj wspólnoty. Kreśl większe koło aby nas zjednoczyć…bo etykiety mogą nas dzielić lub łączyć.

Legia! Legia!

Na koniec przypomniała mi się anegdotka. Czekałem sobie kiedyś jak byłem na studiach albo w liceum, na przystanku, na autobus nocny. Akurat był jakiś mecz Legii. Poznałem po tym, że jakiś podpity chłopak śpiewał sobie na przystanku Legia! Legia! Oczywiście wokół niego szybko zrobiło się pusto. Czekałem sobie dalej… Po kilku minutach dało się słyszeć kolejny podpity głos i powoli zbliżające się Legia ! Legia! Kolejny chłopak w szaliku znalazł się na przystanku. Zaśpiewali razem Legia! Legia! Zaczęli ze sobą przybijać piątki, obejmować się i przyjacielsko rozmawiać. Niezbyt umieli dobrać głośność do warunków, więc słyszałem wszystko. Ej skąd jesteś? A ty? Ja z Woli. Ja też. A kogo znasz? Tu padły jakieś nazwiska. Nazwy ulic. Chłopaki powoli znajdowali znajome nazwy, ale niestety okazywało się, że te nazwy ich dzieliły. Bo szkoła obok, ale jednak konkurencyjna. Bo ulica i paczka znajoma, ale jednak nie własna. Rozmowa zaczęła się zmieniać z przyjacielskiego poszukiwania, we wzajemną niechęć i niepokój. Przybijanie piątek zmieniło się w naprężone sylwetki. Odsunęli się od siebie i widać było, że rośnie napięcie i zaraz skończy się to pijacką bójką.

Szczerze mówiąc sam byłem po kilku piwach. Niezbyt myślałem, więc intuicyjnie podszedłem do nich i zaintonowałem ciche Legia, Legia!… Po drugim Legia! Legia! Podchwycili. Zaczęliśmy śpiewać razem i po chwili znów się obejmowali i śpiewali w najlepsze, hymny swojego klubu. Zjednoczeni zapomnieli o wszystkim… a ja wycofałem się i spokojnie doczekałem na autobus.

Wszyscy jesteśmy z jednego plemienia, więc kreśl większe koła aby nas zjednoczyć…

Michał Szadkowski – O mnie

Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak skomentujesz lub udostępnisz:)


[1] 1Empathic Neural Responses Predict Group Allegiance

Don A. Vaughn,1,2,† Ricky R. Savjani,3,† Mark S. Cohen,1 and David M. Eagleman4,*

Share

Efekt Bottleneck…

Czas czytania: 4 min

Synek pokazał mi dzisiaj książkę dla dzieci. Było tam kilka rekordów. Był tam najwyższy (2,72m) człowiek świata , Usain Bolt i jego rekord na 100m sprintem, a także coś przez co piszę ten tekst. Zerknąłem na rekord wstrzymywania powietrza i mnie zatkało (-ha, ha- gra słów). Wedle tej książki jakiś człowiek zdołał wytrzymać bez powietrza 24 minuty. Aż musiałem to sprawdzić…Wychodzi na to, że mój osobisty rekord w smogo-Warszawie, w kwietniu, to coś koło 1min 14 sekund. Pewnie dałbym radę to wytrenować, skorzystać ze specjalnych technik oddechowych i po takiej pracy, pobić swój rekord o jakąś minutę. Spodziewałem się, że człowiek, ze specjalną predyspozycją genetyczną, po ciężkim treningu, da radę może, 5-6 minut. Ale 24 minuty?! To jest jakiś kosmos.

Rekordzisto! Brawo Ty! Ale ja nie o tym. Moje myśli krążą przy pewnej koncepcji ewolucji.

Szybko vs stopniowo, czyli teoria „Bottleneck” albo efekt wąskiego gardła.

Zarówno ja, jak i ten człowiek, należymy do jednego gatunku. W obecnym świecie supermarketów i internetu właściwie nie ma znaczenia, że on umie na długo wstrzymać oddech, a ja nie. Ale…wyobraźmy sobie inne środowisko…

Np. jakaś apokalipsa i znika cały świat oprócz jednej plaży. Trafia tam ostatnia ludzka populacja. W tym ja i ten rekordzista. Jedyne jedzenie jest w morzu. Trochę na płytkich wodach, ale im głębiej tym więcej. Taka półka w morskim supermarkecie, gdzie im głębiej tym bogaciej i lepszej jakości. W skrócie, to czy ktoś może wytrzymać dłużej pod wodą, będzie się przekładać na to, czy chodzi głodny, czy syty. Czy ma nadwyżki, którymi może się podzielić z partnerką i potomstwem, czy umiera z głodu. Oczywiste jest, że umiejętność wstrzymywania oddechu zacznie mieć ogromne znaczenie. Osobniki z moją wersją genów odpowiadających za ta cechę, zaczną znikać, a te z wersją rekordzisty i jemu podobnych, zaczną się rozprzestrzeniać. Po kilku pokoleniach w populacji zostanie właściwie tylko wersja genu naszego rekordzisty. A moje linie genetyczne raczej wygasną ( chyba, że złączą się z konieczną do przetrwania wersją genu). Nagle cała populacja będzie miała średnią wstrzymywania oddechu na poziomie 24minut. A nowi rekordziści o wiele więcej.

Teoria „Bottleneck” mówi o tym, że w danej populacji może być ogromna ilość wersji danego genu (tutaj np zdolność wstrzymywania oddechu), tylko ta wersja nie musi mieć dużego znaczenia, w danych warunkach. Ale po nagłej zmianie środowiska, wersje genów, które nie miały wczoraj znaczenia, dziś stają się biletem do przeżycia, a jak osobnik ich nie posiada, to niestety… staje się legendą (tak mój syn mawia, o znikających, czekoladowych króliczkach).

Chodzą słuchy, że jakieś 50 tysięcy lat temu, przydarzyło się to ludziom. Nasze linie genetyczne, patrząc wstecz, zbiegają się bardzo w tamtym czasie. Co oznacza, że wszyscy pochodzimy od jakiejś niewielkiej populacji, która miała na tyle szczęścia, że posiadała jakąś specjalną mutację. Jakiś wybuch superwulkanu lub inna zmiana środowiska sprawiła że tylko oni przeżyli.

Stopniowo, gradientem.

Jest to poszerzenie koncepcji stopniowej mutacji, która mówi o powolnych zmianach poszczególnych cech na przestrzeni, wielu tysięcy lat. Np wedle tej wersji, żyrafa miała przodka o bardzo krótkiej szyi i po kolei przodków, o coraz dłuższych szyjach.

Koncepcja stopniowa jest oczywiście prawdziwa (chociaż chyba akurat nie w przypadku żyrafy). Ale oprócz tego, mogą zajść warunki do bardzo szybkich zmian. Innymi słowy na naszej plaży zostanie tylko populacja z genem długiego wstrzymywania oddechu (teoria „Bottleneck”), ale jednocześnie, z pokolenia na pokolenie, rekord wstrzymywania oddechu będzie stopniowo wzrastał („teoria stopniowa”) .

Kilka przykładów z historii

Takie rzeczy wydarzały się też, w naszej niedalekiej przeszłości. Np. populacje Indian obu Ameryk zostały zdziesiątkowane, przez wirusy, które przywieźli Europejczycy. Dla 16-17 wiecznych, kolonistów wirusy były niegroźne i właściwie normalne. Wyewoluowali w ich towarzystwie (Czytaj: ci co nie mieli danych mutacji, stali się legendą już bardzo dawno) Ale dla Indian, którzy nie posiadali, w swoim środowisku, danych patogenów i nie ewoluowali odpowiednich na nich odporności, kontakt z nowymi wirusami był katastrofą.

Inny przykład to niektóre plemiona wysp Pacyfiku. W plemionach tych, w ciągu kilku pokoleń, od kontaktu z europejską dietą (łatwo dostępnym cukrem), duży procent populacji poumierał z powodu ciężkiej cukrzycy. Zostali tylko ci, którzy mieli odpowiednią mutacje/ wersje genu, odpowiedzialnego za syntezę insuliny (szczegóły mogę mylić).

Innymi słowy nie myślmy sobie, że ewolucja się skończyła, albo zatrzymała. Proces czyha i nic sobie nie robi z faktu, że roimy sobie o omnipotencji naszych umysłów, albo że człowiek jest już ponad naturą…

Zastanawiam się, czy za 50-100 lat, na ziemi nie będą żyć ludzie, którzy są odporni na problemy z kręgosłupem od siedzenia przy monitorach lub niepotrzebujący zbyt wiele wysiłku fizycznego. A może tacy, którzy spokojnie sobie radzą z wysokoprzetworzona dietą opartą głównie na ciastkach i czekoladowych króliczkach…

Tymczasem czas na kilka tysięcy kroków i i trochę warzyw. Żeby, no wiecie, za szybko, nie stać się legendą…

Michał Szadkowski – O Mnie

Edit: Sprawdziłem w końcu źródło, okazuje się, że te 24 minuty zostały osiągnięte po wzięciu oddechu jakąś specjalną mieszanką tlenową, która, jak rozumiem wydłuża czas, który można wytrzymać bez oddychania. Ten sam rekordzista posiada rekord na normalnym oddechu i wynosi on 10 minut. Co i tak jest imponujące ale pewnie nie skłoniłoby mnie do pisania:). Niemniej jednak nie chciało mi się zmieniać całego tekstu)

Michał Szadkowski – O mnie, Kwiecień 2020

Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak skomentujesz lub udostępnisz:)

Share

Co się rymuje z „Tinder”, rybki i kasyna?…Dopamina…

Czas czytania: 6 min

Zróbmy sobie eksperyment: Weźmy klatkę Skinnera. Klatka ma przycisk i podajnik jedzenia. Zamykasz w niej zwierzaka. Badasz. Zwierzak to może być szczurek, gołąb lub myszka. Weźmy taki konkretny myślowy eksperyment z myszką (myślowy, dzięki czemu żadna myszka nie ucierpi :D).

Są 3 rodzaje klatek. Różnią się tym, co się stanie, kiedy myszka naciska przycisk:

  1. Nic się nie dzieje.
  2. Dostaje smakowity posiłek.
  3. Losowo, dostaje posiłek lub nic się nie dzieje.

Wyniki. Myszka naciska przycisk i:

  1. Nic się nie dzieje–> Myszka przestaje interesować się przyciskiem.
  2. Dostaje smakowity posiłek –> Myszka naciska przycisk, mniej więcej jak jest głodna. W innych przypadkach przestaje interesować się przyciskiem.
  3. Losowo–> Myszka bardzo interesuje się przyciskiem–> Kompulsywnie naciska przycisk, czy jest głodna, czy nie.

W opcji 3 „losowej” dzieją się też czasem ciekawe rzeczy np.

  • Niektóre zwierzaki przestają interesować się jedzeniem. Podobno był taki przypadek, że gołąbek naciskając przycisk zemdlał z głodu, mimo że tarzał się w podawanych posiłkach.
  • Niektóre zwierzaki przestają interesować się seksem. Niektóre samczyki myszek wybierały naciskanie przycisku pomimo tego, że do klatki wkładano samiczkę w rui…

Rozumiesz? W skrócie…

LOSOWOŚĆ NAGRODY UZALEŻNIA

„Tinder” i Kasyna.

Wyobraź sobie kasyno. Nie wiem jak ty, ale ja zawsze widzę stoły do gry w ruletkę i wielki pokój pełen jednorękich bandytów. Jednoręki bandyta, to nic innego, jak klatka Skinnera w wersji dla ludzi. Krzesełko. Przycisk. Losowa nagroda. Uzależnienie od hazardu. Kasyno to nic innego, niż właśnie człowiek, umieszczony w klatce z losową nagrodą.

Opowiem inną historię. Parę lat temu jechałem autobusem i bezmyślnie patrzyłem sobie, a to na okno, a to na pasażerów, a to na ich ekrany smartfonów. Moją uwagę przykuł jeden gość, siedział do mnie plecami, widziałem tylko jak jego kciuk wykonuje szybkie ruchy z lewa na prawo. Myślałem, że to jakaś fajna mobilna gierka, ale na jego ekranie szybko przesuwały się zdjęcia kobiet. Prawo, prawo , lekkie zawahanie…prawo, prawo. Zrozumiałem, że tak wygląda Tinder, o którym dopiero co robiło się głośno. Moja część osobowości, owładnięta teorią gier, powiedziała do mnie:

 – Patrz Michał, ten koleś wybrał wygrywającą strategię. Zwiększa ilość powtórzeń, a przez to zmniejsza wariancję i upewnia się co do wygranej w krótszym okresie czasu.

Innymi słowy postawiłbym pieniądze, że ten koleś znalazł tego wieczora wybrankę…Niestety teraz, coraz częściej, zamiast zwycięzcy rachunku prawdopodobieństwa, widzę myszkę, która naciska przycisk w swojej klatce, mimo że tonie w jedzeniu…

Toksyczny związek

Jeszcze inny przykład takiej klatki to tzw. toksyczny związek. Czyli taki, w którym jest ogromna ilość cierpienia, potrzeby są niezaspokajane, brakuje komunikacji, czasem partner/partnerka jest uzależniony od substancji… ALE, od czasu do czasu jest inaczej. Kiedy już jesteśmy jedną nogą w drzwiach, żeby odejść, mówi, że właśnie zaczyna terapię. Obiecuje, że się zmieni. I faktycznie tak jest, istny miesiąc miodowy na dzień, tydzień lub miesiąc, a potem toksyka od nowa.

Można taką historię powiedzieć w formie zdania (pewnie każdy słyszał jakąś wersję): „Kiedy pije jest potworem, ale jak jest trzeźwy to taki dobry, empatyczny człowiek. Do rany przyłóż”…Tylko nigdy nie wiadomo kiedy jest trzeźwy…

Sprawdzamy czy wszystko jest…Przycisk? Kontakt z toksycznym partnerem i próby jego zmiany. Losowość nagrody? Od czasu do czasu jest lepiej albo nawet cudownie.

Niestety, witamy w klatce. Czasami, ludzie sami nie rozumieją dlaczego w tym tkwią. Często pomagam klientom w zrozumieniu tego mechanizmu. W zrozumieniu, że w tej toksyce jest pewien rodzaj przyjemności i uzależnienia. Dlatego tak trudno się z tego wyrwać. Tak jak człowiekowi, który przegrywa pensje na automatach, chociaż racjonalnie przecież wie, że ma rachunki do zapłacenia…A wszystkiemu winna…

Dopamina    

Ostatnie badania pokazują, co się dzieje w mózgu myszki (albo istoty ludzkiej, w człowieczej wersji klatki). Okazuje się, że w sytuacji nieprzewidzianego zysku (w momencie użycia przycisku i niespodziewanego otrzymania jedzenia), układ nagrody w mózgu myszki, strzela jej mocną dawkę neuroprzekaźnika dopaminy. Następnie, ten sam układ, łączy przycisk z tą nagrodą. A robi to, wydzielając jeszcze większe dawki dopaminy przy używaniu przycisku…

Czyli, istnieją dwie fazy odczuwania przyjemności związanej z nagrodą: faza konsumpcji i faza przygotowawcza. Dopamina jest często wydzielana silniej w fazie przygotowawczej. Czyli:

Oczekiwanie nagrody jest przyjemniejsze, niż sama nagroda.

Albo inaczej:

Czynności prowadzące do nagrody są przyjemniejsze, niż sama nagroda.

Wiesz jak działa dopamina? Jest to tzw. neuroprzekaźnik przyjemności.

Przypomnij sobie swój ulubiony posiłek i jak dobrze się czułeś po jego zjedzeniu. Ta przyjemność jest przesyłana za pomocą dopaminy. To jest układ nagrody. Takimi rzeczami mogą być jedzenie, fajna randka z atrakcyjną osobą, seks, ale też, „like” na Facebooku lub wiadomość od przyjaciela. To wszystko jest przyjemne. Troszkę zdrowej dopaminki.

Faza przygotowawcza to oczekiwanie na tą nagrodę. Większa dawka dopaminki.

Jednak część z tych rzeczy, wpada do losowej klatki i w fazie przygotowawczej, wchodzi do gry wzmocnienie od układu niespodziewanej nagrody. Duża, wzmocniona dawka dopaminki.  Np. gdy nie wiesz, czy odbędzie się dziś jakaś randka, ale kiedyś spotkało cię bardzo przyjemne, niespodziewane doświadczenie, dostajesz wzmocnienie w fazie przygotowawczej. Dzięki temu szukanie jest przyjemniejsze i masz do niego motywację. Przesuwasz w prawo. A po jakimś czasie, randka nie ma znaczenia, liczy się tylko szukanie.

Mamy uzależnienie. W dużym uproszczeniu wygląda to mniej więcej tak: W mózgu normalnie jest powiedzmy 100 jednostek dopaminy. Czujesz się normalnie. Jak szukasz losowej nagrody to masz 150. Jest niezła jazda. Następnie po jakimś czasie, mózg się dostosowuje, bo nie daje rady z taką dawką na dłuższą metę. Zmniejsza normalne stężenie do 80, a jak szukasz, do powiedzmy 120. Potem 70 i 100. Co oznacza, że musisz grać w przycisk, żeby czuć się normalnie,  inaczej masz obniżenie nastroju.

Rybki i grzybki.

Zastanawiałem się kiedyś, co ludzie widzą w łowieniu ryb. Albo w chodzeniu na grzyby. Ja mam z tymi czynnościami raczej mini-traumę. Matka czasem zabierała mnie na grzyby. Tylko nigdy nie udawało mi się nic znaleźć…Kiedy po godzinie chciałem wracać i próbowałem jej to powiedzieć, spotykałem szalone oczy (jakby ktoś ją zamienił w Goluma czy coś). Potem mówiła:

 -Spokojnie, spokojnie, zaraz coś znajdziesz.

A potem znikała w zaroślach krzycząc coś w stylu:

-Tam na pewno są gąski!!!

 Zacząłem to pieszczotliwie nazywać „Grzyboszaleństwem”.

Tak samo z rybkami. Mój wujek (hmmm… brat mamy), próbował mnie zarazić chodzeniem na ryby. Ale moje wspomnienia to tylko stracone błystki (nigdy nic nie złapałem) i pamięć pleców wujka, znikającego w nabrzeżnych pokrzywach z krzykiem:

-Dawaj Michał! Tam na pewno są szczupaki!!!

To zacząłem naukowo nazywać „Ryboszaleństwem”

W tych historiach jest oczywiście ludzka klatka, ale też jej wyjaśnienie. Chodzi o to, że grzyby i ryby są fajne z powodu losowości (tak jak wcześniejsze przykłady). Ale można z ewolucyjnego punktu widzenia stwierdzić, że skoro takie i podobne czynności łowiecko-zbierackie, były ważne dla przetrwania gatunku, to natura dała nam układ, który sprawia, że je lubimy. W skrócie, nasi przodkowie, którzy lubili sobie pozbierać grzybki czy inne korzonki i połowić (dopaminka, przy czynnościach z losową wypłatą), mieli większą motywację do szukania pożywienia, a przez to większą szanse na jego zdobycie, niż tacy, którzy wyłączali się przy losowych niepowodzeniach.

Szklanka jest do połowy pusta.

Losowość uzależnia. Często wpadamy do klatki Skinnera. Uważaj, jak zadzierasz z dopaminą. Kiedy trudno racjonalnie porzucić ci destrukcyjne zachowania, poszukaj pomocy terapeuty lub terapeuty uzależnień. W tych cudownych czasach, już nie tylko substancje (nota bene, kokaina, amfetamina i alkohol stymulują, a jakże, układ dopaminowy) ale także wiele czynności, skrojonych jest pod układ dopaminowy. Facebook, pornografia, wiele gier komputerowych (losowe paczki z nagrodami), a także wiele „Apek” na smartfony, jest skrojonych przez specjalistów psychologów, po to, żeby cię wciągnąć na dłużej i uzależnić od siebie.

Szklanka jest do połowy pełna.

Przewidywalność jest nudna, więc wrzuć do swojego życia trochę losowości. Poszukaj bezpiecznych klatek, z których łatwo można wyjść. Dopaminka jest solą życia, ale uważaj gdy z nią zadzierasz…

Może jednak rybki i grzybki…?:)

A ty czytelniku, znasz jeszcze jakieś przykłady klatek Skinnera w wersji dla ludzi?

Zapraszam do zostawiania przykładów w komentarzach.

Michał Szadkowski – O mnie

Jeśli Ci się spodobało, będzie mi miło jak skomentujesz lub udostępnisz:)

Share